2005-05-09 – Marcin Zasada fot.Z.Karoń
Gołębie już w przestworzach
Trzecie ogólnopolskie integracyjne spotkanie hodowców gołębi pocztowych w Tarnowskich Górach
Wyjątkowo piękna, wiosenna pogoda towarzyszyła tegorocznej uroczystej inauguracji sezonu lotów gołębi pocztowych. Jak co roku, w Tarnowskich Górach spotkali się hodowcy z wielu miast Polski i Europy – na specjalne zaproszenie, na Śląsk przyjechali goście z Czech, Niemiec, Słowacji i Austrii. Wszyscy oni zachwycali się i dziwili zarazem rozmachowi imprezy. Zgodnie podkreślali przy tym, że polskie święto hodowców wyróżnia się dziś europejskim stylem, który chętnie widzieliby na podobnych obchodach w swoich ojczyznach. Nie przez przypadek tarnogórska uroczystość w zeszłym roku zbiegła się w czasie z datą przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, zaś tym razem – z pierwszą rocznicą tego wielkiego wydarzenia. O godzinie 14.30 pierwsze gołębie pocztowe wzbiły się w przestworza. Sezon lotów 2005 został symbolicznie rozpoczęty.
Tarnowskie Góry, 24 kwietnia 2005 r.
Jak co roku uroczystość rozpoczęła się od pochodu ulicami Tarnowskich Gór.
Punktualnie o godzinie 12.30 pochód pilotowany przez samochód straży miejskiej wyruszył z placu przy ulicy Korczaka. W zeszłym roku na czele orszaku jechały trzy piękne konie pochodzącego ze słynnej hodowli Józefa Mazura z pobliskiego Pniowca. Podczas tegorocznych obchodów, oprócz pojedynczego konia, korowód otwierała efektowna bryczka powożona przez… księdza Władysława Zązela, kapelana Związku Podhalan, postaci znanej nie tylko w rodzinnej Kamesznicy, ale i w całej Europie.
– Przywiozłem ze sobą kapelę góralską.
Myślałem, że to ja sprawię większą niespodziankę, tymczasem organizatorzy zrobili mi większą „dając mi lyce do gaści” – mówił zachwycony ksiądz Zązel. – „Myślołech, że tylko górale kochają konie. Teraz widzę, że cepry tys” – dodawał dźwięcznie brzmiącą góralską gwarą.
To właśnie ksiądz Zązel jako pierwszy przekroczył progi kościoła pod wezwaniem Królowej Pokoju, w którym odbyła się tradycyjna msza. Razem z nim ujrzeliśmy wspomnianą góralską kapelę, a potem – reprezentacyjną wojskową kompanię honorową, orkiestrę górniczą Stowarzyszenia Kulturalno-Muzycznego „Miechowice”, chór żeński ziemi tarnogórskiej, a także znane w Polsce zespoły dziecięce pod dyrekcją Ireny Ciosek, poczty sztandarowe oraz parlamentarzystów.
Z zaproszenia do Tarnowskich Gór skorzystała
eurodeputowana profesor Genowefa Grabowska, która na uroczystość przybyła wraz z mężem, Janem Grabowskim – profesorem Uniwersytetu Śląskiego, a także Edward Maniura, Grzegorz Gowarzewski i Stanisław Dulias. Nie zabrakło władz miasta i powiatu – na uroczystej inauguracji zjawili się burmistrz Kazimierz Szczerba oraz starosta Józef Korpak. Ze specjalną delegacją przyjechali przedstawiciele starostwa w Piotrkowie Trybunalskim oraz piotrkowscy hodowcy na czele z prezesem okręgu, Janem Życińskim. W Tarnowskich Górach zjawili się również: zastępca burmistrza Kalet Marcin Parys, zastępca dyrektora Wydziału Rozwoju Regionalnego w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim Adam Wolny oraz wójtowie: dr Jan Gajda ze prawdziwej śląskiej perły – gminy Świerklaniec, Paweł Kurz z małżonką z leżącej na Wielkopolsce gminy Wierzbinek oraz Jan Murowski z Krupskiego Młyna. Uroczystość uświetnił swoją obecnością major Andrzej Żmuda, szef sztabu 5. Batalionu Chemicznego w Tarnowskich Górach, jednostki, która czuwała nad bezpieczeństwem zeszłorocznej olimpiady i paraolimpiady w Atenach.
– Niewielkie miasto, jakim są Tarnowskie Góry ma prawo szczycić się z tego faktu. Nasi żołnierze odpowiadali za życie setek tysięcy sportowców i widzów z całego świata – podkreślał Piotr Gładki, jeden z organizatorów imprezy.
Major Żmuda zauważył natomiast, że gołąb jest od wieków symbolem pokoju.
– My żołnierze stoimy na jego straży. Na straży pokoju – dodał. – Z największą chęcią skorzystałem z zaproszenia hodowców. To dla mnie zaszczyt być tutaj. Hodowcy gołębi pocztowych to ludzie o ogromnej wiedzy, kochający swoje hobby.
W tym roku wyjątkowo zabrakło na spotkaniu księdza dr Tadeusza Michałka, cenionego w całej Europie teologa i wielkiego miłośnika gołębi pocztowych, którego zatrzymały obowiązki w Watykanie. W mszy uczestniczyli za to księża: Jan Frysz, proboszcz parafii Królowej Pokoju, wymieniony wcześniej Władysław Zązel oraz kapelan związkowy, dr Józef Żyłka. Zebranych przywitał gwarą góralską ksiądz Zązel. Uczynił to na tyle barwnie, że jego słowa zapewne na długo pozostaną w pamięci słuchających.
– Witam was wszystkich od Tatr i Beskidów aż po błękitne wody Bałtyku, na ziemi, która jest naszą ojczyzną – w Polsce. Dzięki organizatorom mam zaszczyt spotkać się z wami w świątyni Królowej Pokoju, tak blisko jasnogórskiej Pani. Cieszę się, że właśnie to miejsce wybrano na święto hodowców, że tu prosimy o łaski pojednania, dobrobytu i szacunku dla bliźniego. Choć jesteśmy tylko ludźmi, przyjdzie czas, by każdy z nas coś po sobie zostawił – to nazywamy godnością. Najlepszy przykład dał nam tutaj papież Jan Paweł II – mówił ksiądz Zązel.
Jego słowa kilkakrotnie powtarzał też w swoim kazaniu ksiądz Żyłka.
– Hodujemy gołębie, by ścigały się w lotach. Wypuszczamy je w powietrze, a one zataczają koło i wracają do domu. Ten, który pierwszy znajdzie drogę, zostaje nagrodzony. Pytanie o drogę jest również najistotniejszym pytaniem człowieka w tym zagmatwanym świecie. Drogę do domu Ojca wskazuje Chrystus. Przez dwadzieścia siedem lat swojego pontyfikatu tę drogę pokazywał też papież Jan Paweł II. Dopiero po pożegnaniu go uświadomiliśmy sobie, że był to nasz prawdziwy nauczyciel. To on dał nam przykład – wyjaśniał kapelan. – Tak małe stworzonko, jak gołąb zawsze znajdzie kierunek i to bez pytania o drogę, bez kompasu. Człowiek zaś nie widzi znaków, błądzi. Hodowcy gołębi mają ten szczególny dar łaski, gdyż ich kochają gołębie – cząstkę natury, która jest dziełem Bożym. To dzięki ich skrzydłom mogą jeszcze lepiej poznać owo dzieło. Hodowcy są wielką rodziną, a od rodziny wymaga się, by była przykładem dla innych. Dla nas wzorem był Ojciec Święty. Rozpoczynamy kolejny sezon lotów gołębi pocztowych. Róbmy to na chwałę Bożą.
Kończąc kazanie ks. Żyłka odczytał listy intencyjne honorowej obywatelki miasta Tarnowskie Góry, redaktor Polskiego Radia, Marii Pańczyk oraz księdza dr Tadeusza Michałka. Redaktor Pańczyk życzyła hodowcom wielu radości z udanych lotów, a także sukcesów i szczęścia w codziennym życiu. Ksiądz Michałek pozdrowił w swoim liście wszystkich tych, którzy urodzili się z gołębiem w sercu. Podobnie, jak ksiądz Żyłka podkreślił konieczność bycia rodziną w środowisku hodowców. „Powinniśmy wystrzegać się zła, obłudy i pazerności. Boleję, że tych elementów jest coraz więcej w naszych szeregach” – pisał ks. Michałek.
Na koniec mszy delegacja składająca się z wiceprezydenta Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych, Zygmunta Maśnicy, europarlamentarzystki prof. Genowefy Grabowskiej oraz starosty tarnogórskiego Józefa Korpaka
złożyła dar organizatorów imprezy dla kościoła pw. Królowej Pokoju. Był to ornat i wstęga, które przez wiele lat będą symbolem i pamiątką tarnogórskiej świątyni.
W trakcie tej uroczystości mini koncert dał koncertmistrz Filharmonii Wiedeńskiej, który przyjechał na Śląsk razem z grupą hodowców austriackich.
Po zakończonej mszy goście i poczty sztandarowe udały się na dziedziniec kościoła, gdzie przemówienie wygłosił wiceprezydent PZHGP Zygmunt Maśnica.
Wyraził nadzieję, że w tegorocznym sezonie nasi hodowcy znów będą mogli cieszyć się z wielu nie tylko krajowych, ale i międzynarodowych sukcesów.
– Gdy przed dwoma laty mówiło się o wejściu Polski do Unii Europejskiej, wyrażaliśmy wiarę, żeby nastąpiło to jak najszybciej. Przed rokiem na naszej uroczystości witaliśmy Europę. Nie brakowało jednak nieufności i obaw przed nieznanym. Teraz, gdy oprócz rozpoczęcia kolejnego sezonu lotów świętujemy też pierwszą rocznicę naszego pobytu Unii, nikt już nie ma wątpliwości, że jesteśmy pełnoprawnym członkiem zjednoczonej Europy i radzimy sobie w niej całkiem nieźle. Swój udział w tym mają również nasi hodowcy, którzy od lat nawiązują wartościowe towarzyskie i zawodowe kontakty ze swoimi kolegami po fachu. Ostatnia olimpiada w Porto udowodniła, że jesteśmy potęgą w gołębiarstwie – podkreślił wiceprezydent Maśnica. – Już za kilka tygodni okaże się, jaka jest siła naszych gołębi w tym roku. Przed każdym hodowcą jest czas dużych emocji i, mam nadzieję, satysfakcji. Jak wiadomo, w każdym sporcie są wygrani i przegrani, jest radość i łzy. Wszystkim życzę jednak samych wspaniałych wyników.
Na koniec swojego przemówienia Maśnica wręczył puchar PZHGP Józefowi Korpakowi.
– To dla mnie wielkie wyróżnienie – wyjaśniał Korpak. – Mam nadzieję, że ta piękna tradycja hodowli gołębi pocztowych nigdy nie zginie.
Dla mnie patrzenie na loty ptaków ma znaczenie symboliczne – ich właściciele wpatrują się w niebo. Mam nadzieję, że dzięki temu będą oni mogli pozbyć się wielu życiowych trosk i spojrzą na sprawy codzienne trochę innym okiem.
Fundatorem pucharów dla Zarządu Głównego PZHGP oraz dla dowódcy JW 3390 NATO w Tarnowskich Górach był zastępca starosty piotrkowskiego, Grzegorz Adamczyk. W imieniu Zarządu Głównego dowódcę tarnogórskiej jednostki złotą odznaką odznaczył również wiceprezydent Maśnica.
Bardzo miłym akcentem było też ufundowanie przez posła Stanisława Duliasa pucharu dla Zarządu Głównego PZHGP.
Największym zaskoczeniem była jednak fundacja pamiątkowych medali przez Urszulę i Jerzego Koźlików z Opola,
właścicieli znanej w całej Polsce hurtowni medykamentów i całego mnóstwa specyfików służących do leczenia i pielęgnacji gołębi. Medale te ozdabiają dziś gabinety biura parlamentarzystów i europarlamentarzystów w Brukseli, starostów, burmistrzów, dyrektorów szpitali. Jeden z nich, za pośrednictwem księdza Zązela powędrował nawet do telewizyjnego programu Moniki Richardson „Witaj Europo”. Piękne rzeźby przywiózł z Wielkopolski wójt malowniczej gminy Wierzbinek Paweł Kurz. Zachwycona nimi prof. Genowefa Grabowska obiecała, że jeden egzemplarz trafi do biur w Brukseli.
– Jestem wręcz onieśmielony tak szerokim audytorium. Cieszę się jednak, że dostąpiłem zaszczytu przybycia na tę wspaniałą uroczystość – mówił Kurz. – Wszystkim hodowcom życzę w tym roku jak najlepszej pogody, jak najlepszych wyników i półek pełnych pucharów.
Swoimi refleksjami z hodowcami podzieliła się również prof. Grabowska.
– Podziwiam i szanuję hodowców gołębi za ich wiedzę i wysiłek, jaki wkładają w jak najlepsze przygotowanie swoich ptaków, które są przecież symbolami pokoju – powiedziała. – Słyszałam jednak, że hodowców jest w Polsce ponad czterdzieści dwa tysiące, tymczasem dziś nie zobaczyłam ich zbyt wielu. Tradycja i jedność musi być waszą siłą. Mam nadzieję, że hodowcy jeszcze lepiej będą kultywować ją w kolejnych latach. Liczę również na równie owocną współpracę z Europą. Z Unii musimy brać to, co najlepsze.
Ksiądz Żyłka oraz panie, które uczestniczyły w uroczystości, między innymi dr Barbara Anders, dyrektorka zespołu szpitali NFOZ, nazywana na Śląsku „złotymi rękami chirurgii ogólnej” i Niemka Beatriks Pischka, oprócz pamiątkowych medali otrzymali piękne bukiety kwiatów. Na koniec raz jeszcze wysłuchaliśmy barwnego przemówienia księdza Zązela, który, jak zaznaczył, urodził się z gołębiem w ręku.
– Przyszedłem do was w stroju góralskim, bom góral.
Tu na Śląsku ludzie powinni chodzić po śląsku, powinni pamiętać o swoich korzeniach. Górale mają ciupagę, dadzą sobie radę. Życzę wam największych radości z osiągnięć swoich podopiecznych. Gołąb to symbol Ducha Świętego i pokoju. Niech każdy z nas będzie drugiemu takim gołębiem pokoju – podkreślił ksiądz góral z Kamesznicy.
Po ostatniej mowie oglądaliśmy pierwsze w tym roku, symboliczne wypuszczenie gołębi pocztowych. Pierwsze ptaki wzbiły się w powietrze z rąk księdza Władysława Zązela, starosty Józefa Korpaka, posła Stanisława Duliasa oraz burmistrza Kazimierza Szczerby.
– Ależ one mocne! Aż wyrywają się do lotu. Trudno je utrzymać – zachwycał się ksiądz Zązel, wielki miłośnik gołębi pocztowych.
Po tym, jak wszystkie ptaki wzbiły się w przestworza, uczestnicy uroczystości udali się na wojskową grochówkę, tradycyjnie przygotowaną przez kucharzy z tarnogórskiego 5. Batalionu Chemicznego. Żołnierze przygotowali dla gości aż blisko tysiąc litrów pysznej zupy, którą rozlano na prawie dwa tysiące porcji!
– To nasza specjalność. A jej przepis to tajemnica wojskowa! – żartował chorąży Tadeusz Dąbrowski z JW 3390.
Grochówkę przez ponad trzy i pół godziny gotowało czterech kucharzy i kilku pomocników.
– W ramach ciekawostki powiemy, że zużyliśmy jakieś sto trzydzieści kilogramów ziemniaków – ujawnili rąbek tajemnicy szeregowi Krzysztof Pacud i Roman Urbanik.
Podczas poczęstunku hodowcy z Polski, a także Czech, Niemiec, Austrii i Słowacji wymienili spostrzeżenia i poglądy dotyczące wspólnego hobby. Jak powiedział mi 71-letni Zdenek Javorek, wybitny czeski hodowca i sędzia, nie spodziewał się tak znakomicie zorganizowanej, kolorowej imprezy.
– Jestem naprawdę zachwycony. Nie wiedziałem, że razem z hodowcami świętować będą europarlamentarzyści, posłowie, starostowie i wójtowie. Mam nadzieję, że podobne rozwiązania uda nam się przeszczepić na grunt czeski. Chciałbym, żeby w przyszłym roku podobna uroczystość uświetniła rozpoczęcie sezonu lotów w moim kraju – powiedział zadowolony Javorek. – Bramy Europy zostały otwarte. Korzystajmy z tego również my, hodowcy.
Co ciekawe, w Czechach gołębie pocztowe mają około trzydziestu pięciu lotów w sezonie. Jak robią to hodowcy w kraju naszych południowych sąsiadów? Czesi postanowili sami zaprezentować mi kulisy i tajemnice startów swoich gołębi i zaprosili mnie, jako dziennikarza „Dziennika Zachodniego” na jeden z wiosennych weekendów do siebie. Ich doświadczenia, metody oraz własne spostrzeżenia zaprezentuję niebawem na łamach „Hodowcy”. Stosowna relacja z tego wydarzenia ukaże się również w „Dzienniku Zachodnim”, najpoczytniejszej gazecie w południowej Polsce, piątym najpoczytniejszym dzienniku w całym kraju.
Po zakończonej imprezie rozmowy ze mną unikał jeden z organizatorów spotkania, Piotr Gładki, sędzia i hodowca z Tarnowskich Gór. Gdy w końcu dał się namówić na kilka słów, przede wszystkim wyraził zadowolenie, że pomimo wielu przeszkód, kolejna uroczysta inauguracja sezonu lotów gołębi pocztowych przeszła do historii.
– Chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy swoją obecnością dali dowód godnego reprezentowania naszego związku. W ich oczach nie było zawiści. Wręcz przeciwnie – widziałem szczerość, radość, uśmiech z możliwości spotkania się razem w Tarnowskich Górach. Dziękuję sponsorom, Zarządowi Głównemu, prezydentowi Janowi Kawalerowi, Romanowi Sobali z Blachowni, okręgowi Katowice oraz Urszuli i Jerzemu Koźlikom, których pomoc dodała wiele uroku temu spotkaniu – wyliczał Gładki. – Zupełnie nie rozumiem natomiast jakiegoś bojkotowania naszej uroczystości, bo przecież prawdziwej więzi z gołębiem w sercu nie zbojkotuje nikt. Niestety jednak znów uwidoczniły się charaktery Polaków, którzy nawet po śmierci Jana Pawła II nie są w stanie wykrzesać z siebie choćby minimum dobrej woli i chęci pojednania. Nie wiem, czy za rok o tej samej porze znów spotkamy się w Tarnowskich Górach. Prawdę mówiąc, szczerze w to wątpię. Dla kogo mamy organizować tę uroczystość? Sam nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Ostatnie słowa Piotra Gładkiego brzmią niepokojąco. Są one niepokojące tym bardziej, że nikogo nie trzeba dziś przekonywać o znaczeniu tarnogórskiej imprezy. Podziwiają ją nie tylko Polacy, ale i przecież chętnie przybywający na Śląsk goście z innych krajów Europy. Doprawdy, trudno zrozumieć, dlaczego ktoś miałby bojkotować swoje własne święto. Jest takie powiedzenie, które choć może banalne, pasuje do sytuacji jak ulał – „zgoda buduje, niezgoda rujnuje”. O hodowcach gołębi pocztowych mówi się, jak o jednej wielkiej rodzinie. Wspólna pasja, zainteresowania jednoczą ludzi. Gdy jednoczą się ludzie o gołębich sercach, powinna powstać więź nierozerwalna. Zgrzyty, czy waśnie od zawsze towarzyszą stosunkom międzyludzkim. Sztuką jest jednak wznieść się ponad ten poziom, tak, jak w niebo wzbijają się gołębie. To sztuka kompromisu, umiejętności łagodzenia sporów. Dziś hodowla gołębi jest zajęciem tysięcy ludzi, którzy wywodzą się z różnych klas społecznych, i różnych środowisk. Wszystkich ich łączy miłość do pewnego skrzydlatego stworzenia. W ostatnią niedzielę kwietnia byłem świadkiem święta ludzi z pasją. Mam nadzieję, że nie ostatniego…
Marcin Zasada