2005-05-19 – Zdzisław Karoń
Dzień 15maja 2005 roku zapisze się jako jeden z najczarniejszych dni w naszym sporcie.
Oddziały, które wypuściły gołębie w tym dniu w bardzo trudnych warunkach pogodowych
doznały dużych strat.
Przedstawię historie tego dnia opisaną przez hodowcę Janusza Juszczyńskiego z oddziału Płoty-0407.
Jest niedziela 15.05.2005 r.
W tym dniu mój syn przystępuje do pierwszej komunię św.w domu uroczysta atmosfera, ale w tym dniu ma odbyć się lot z Hanoweru odległość 400 km, na który wysłałem swoje gołębie.
Spojrzałem w niebo i byłem pełen niepokoju, bo czarne
chmury nad moją głową i przenikliwie padający deszcz.Po uroczystościach w kościele
przedzwoniłem do kolegi Dąbrowskiego Jarka, aby
się dowiedzieć czy gołębie są wypuszczone okazało się, że będą czekać albo przyjadą bliżej tzn. puszczą ze Stendalu 200 km bliżej, bo na poprawienie pogody w Hanowerze się nie zanosi.Jest około godziny 16-tej opuściłem gości i patrząc
przez okno na swój gołębnik zauważyłem pojedynczo błąkające się sztuki gołębi.
Pomyślałem leje jak z cebra a te biedne nie dobitki jeszcze błądzą i zaraz
nasunęło mi się pytanie, jaki nie odpowiedzialny oddział puszcza w taką pogodę.
Mogłem tak stwierdzić, bo wiedziałem, że mój oddział Płoty 0407 jeszcze nie puścił.
I nie puści, bo zapadła super decyzja podjęta przez zarząd oddziału o powrocie kabiny
z ptakami do domu.
Zacząłem się niepokoić, bo z minuty na minutę gołębi zaczęło przybywać nie były to już pojedyncze sztuki a stada gołębi 30-40 szt.
Mieszkam na tzw. trasie przelotu ze wszystkich kierunków i wiele gołębi zawsze widzę z lotu, ale to, co chwilę później zobaczyłem przeszło moje wyobrażenia czarne chmóry,przesiąkliwa mżawka padająca z nieba i na dodatek mgła,widoczność do 200 metrów.
I zaczęło się setki gołębi lecących na wschód inne powracające z tego kierunku zaczęły się łączyć w ogromne stada.
Po 60 minutach snucia się w górze nagle zaczęły spadać gdzie się dało na
dachy,słupy,anteny,kominy a najwięcej na tym polu, co jest na zdjęciu mogę
simiało powiedzieć, że mniej więcej było ich minimum 500 szt.
Jeden roczniak opolski, który jest na zdjęciu ledwo doleciał do mojego domu i zsunął się
po ścianie mojego bloku inny wpadł do komina,nastepny 074 zleciał obok mego psa
tylko cud, że zdążyłem go uratowć.Pomyślałem Boże, co się dzieje dzwoniłem po
kolegach z sekcji Golczewo i oni także byli w szoku po tym co widzieli.
Jak się później okazało w okolicy o godz. 14 wypuszczono gołębie i to w deszcz u mnie na odpoczynku przebywa, 8 szt.
Niektóre sztuki już puściłem z karteczkami, bo dobrze się trzymały na
odlot dostały jeszcze elektrolitu i karmy lotowej chyba im wystarczy do domu.
Były tylko bardzo mokre w niedziele, ale wypuściłem już suchutkie i silne.
Jestem młodym hodowcą właśnie z sekcji Golczewo lotujący w oddzielę Płoty 0407. Jestem wdzięczny prezesowi naszego oddziału Mirkowi Pietrzakowi,Dądrowskiemu Jarkowi i Romanowi Górze za rozsądne ocenienie pogody i nie patrząc na koszty transportu podjęli decyzję o powrocie naszej kabiny z Hanoweru, bo dla nich był ważniejszy skarb hodowców a nie, kto pierwszy z tego lotu.
Dzięki zarządowi mamy 100% naszych skarbów w gołębnikach a tak byśmy też zbierali nasz ptaki po polach.
Prosiłbym, aby inne zarządy przemyślały po dwa razy, kiedy wypuścić gołębie do lotu niż
przeżyć to, co ja zobaczyłem na własne oczy.Chciałbym pozdrowić wszystkich
hodowców z mojego oddziału Płoty oraz wszystkich, którzy tą klęskę odczuli.
Janusz Juszczyński